W drodze do szczęścia zniszczyła siebie,
strata optycznie obfita,
dlaczego ona, nie pyta wprawdzie,
żal raptem, krótkiego życia.
Spogląda w niebo, szukając gwiazdy,
tuman dostrzega jedynie,
uśmiech przykleja, czasami marny,
rychło zasuwa, ku trumnie.
Jak nie pytają rady nie daje,
dłoni nie poda, pierwsza,
robi co musi, docenia zdrowie,
facetka, wczorajszodzisiejsza.
Czasami tańczy, niekiedy pali,
nieraz oddycha głęboko,
wiele odczuwa, nie z własnej woli,
na krocie przymyka oko.
Wie, może wiele, wskazać, odmienić,
stosowne trwanie nadejdzie,
czasu nie goni, w rzeczywistość
jego odzwierciedlenie.